W ramach repertuaru Teatru Nowego w Poznaniu Agata Duda-Gracz zaprasza nas na wiejskie wesele. Miejscem imprezy nie jest jednak zwykła, wschodniopolska dziura. To wieś, w której nie ma dzieci, krowy się nie cielą, a kury nie znoszą jajek. To miejsce martwe i oczekujące na ujawnienie się głównego gościa weselnego - zła.
W klimat biesiady widz wprowadzany jest już od pierwszych chwil; w foyer aktorzy witają nowo przybyłych gości jak zaproszonych przez nich krewnych i znajomych; oprócz ostentacyjnych uścisków, oferują między innymi wódkę, ogórki i smalec. Zachowanie to nie jest jednak wstępem do lekkiej parodii polskiego wesela, o czym odbiorcy przekonają się, kiedy aktorzy zasiądą do stołu. Przebieg imprezy przerwie bowiem pojawienie się lokalnej wieszczki - „widzącej”. Mieszkańcy jej nienawidzą, ale równocześnie polegają na jej mocy i radach. Obecność "Czarciej Pizdy" sprowadzi demony przeszłości; wydarzenia, o których ludzie albo nie wiedzą, albo chcieliby zapomnieć. Wesele we wsi Kamyk jest serią rozważań nad anatomią wspomnianego we wstępie zła. Owa siła zajmuje honorowe miejsce przy stole, drzemiąc w każdym z bohaterów dramatu. Każda z postaci prędzej czy później pokaże swoją mroczną stronę, często ujawniając przy tym jeden z wielu sekretów życia tajemniczej społeczności.
Wykorzystana przez reżyserkę oprawa audiowizualna robi bardzo dobre wrażenie, wzbogacając tym samym niemalże czterogodzinny spektakl. Aktorzy Teatru Nowego mieli natomiast okazję popisać się swoimi umiejętnościami aktorskimi, co z pewnością było zasługą długiego czasu przygotowań i prac włożonych w przedsięwzięcie.
Obejrzenie całej sztuki można uznać za rodzaj pewnego wysiłku; 210 minut w teatrze nie jest formatem, do jakiego przyzwyczajeni są widzowie. Należy przy tym zaryzykować stwierdzenie, iż widowisko mogło być krótsze, bez jednoczesnej straty na jakości. Długość spektaklu szczególnie dawała się we znaki podczas długich monologów i momentów ekspozycji wątków pobocznych.
„Będzie Pani Zadowolona(...)” to wizyta do zabitego dechami piekła, różniącego się od swojego wielkomiejskiego odpowiednika jedynie mentalnością i mniej dogodną lokalizacją. Zło jest tu nie tylko gościem weselnym, ale i codziennym towarzyszem. Przechodzi z ojca na syna i trafiając na podatny grunt, nigdy nie daje o sobie zapomnieć.