Coroczny mecz piłkarski nauczyciele kontra uczniowie wzbudza wielkie emocje i... stawia w najwyższej gotowości wszystkie służby medyczne. Kwestię wyniku piszący te słowa (i jednocześnie zawodnik drużyny nauczycieli) wolałby przemilczeć.
Najważniejsze jest to, że obyło się bez złamań, wstrząsów mózgu i migotania komór sercowych. Myślę (i kto mi zabroni? no kto?), że można powyższy fakt uznać za kryterium zwycięstwa tych, którzy strzelili mniej bramek, ale tak zwana moralna przewaga była po ich stronie...
Garstka nauczycieli miała przeciwko sobie niesprawiedliwie liczną hordę przeciwników: całe zastępy młodych, wysportowanych nastolatków, setki zbędnych kilogramów to tu - to tam poodkładanego tłuszczu i wiele wiosen trudnych doświadczeń na niwie edukacji.
Trzeba też zaznaczyć, że uczniowie wystawili aż trzy drużyny przeciwko jednej nauczycieli [sic!] i podstępnie wmieszali w swoje szeregi dziewczyny, co dżentelmenom z grona profesorskiego uniemożliwiło zaprezentowania swoich najbardziej miażdżących atrybutów.
Kondycyjnie mecz jako-tako wytrzymali wuefiści: pan dyrektor Krzysztof Ratajczak, panowie Krzysztof Izydorski, Maciej Lorkiewicz i Jacek Pufal. Choć naprawdę, zważywszy na fakt, że sobie czasami na lekcjach trochę pobiegają, można się było po nich spodziewać czegoś więcej... O panu Robercie Noju można napisać niewiele – może tylko tyle, że powinien przejść na jakąś dietę... Pan Marcin Chwaliński dużo pracował nogami, ale do historii jego występ na pewno nie przejdzie. O panu Ryszardzie Nowaku pewnie powinniśmy napisać, że grał jak z nut, ale niestety trochę mu się pomyliły tonacje. Ksiądz Tomasz Brussy ewidentnie korzystał ze wsparcia transcendencji – na ile legalnego, trudno powiedzieć... O panu dyrektorze Pawle Kozłowskim nic nie napiszemy, bo chcemy w tej szkole jeszcze trochę popracować... Jedynym zawodnikiem, o którym można napisać coś dobrego okazał się pan Janusz Proniewski – debiutujący na pozycji bramkarza, bo tam nie trzeba za dużo biegać. Kibice jednogłośnie przyznali mu tytuł Mistera Mokrych Spodni Dresowych [vide foto].
Pozwolę sobie zakończyć pomeczową refleksją jednego z zawodników reprezentacji nauczycieli, który na jego własne życzenie pozostanie anonimowy: „Żyjemy i to jest najważniejsze... Należy ten fakt uznać za niewątpliwy sukces!”.
P.S Absolutną sensacją był gościnny występ pana Marka Hałki w turnieju skoków na skakance w przerwie meczu. Całe szczęści pan Marek wystąpił poza konkursem, bo swoją sprawnością w operowaniu rzeczonym rekwizytem wprawił wszystkich w osłupienie. Z tego też pewnie powodu nie został powołany do drużyny nauczycieli... [RN]